Życie z poczuciem winy…la

Winylowy Dom Kultury

Dawno temu, w drugiej połowie lat 90. winyl był w odwrocie, królowały kasety i płyty CD. To miało też swoje odzwierciedlenie w sztuce, do tej pory pamiętam film „Cop Land”. Dla mnie najlepsza i najbardziej ambitna rzecz, w której wystąpił Sylwester Stallone, a na ekranie partnerowali mu tacy mocni zawodnicy jak Robert De Niro czy Harvey Keitel.

Główny bohater grany przez Sylwestra był zapuszczonym, małomiasteczkowym gliniarzem, którego wszyscy lekceważą. Ale przy tym był też uczciwym, dobrym i prostolinijnym człowiekiem. Jednak, żeby podkreślić jego staroświeckość (albo, jak by teraz brutalniej powiedziano, „dziaderskość”) pokazano, że słucha w domu płyt winylowych.

Po latach czasy się zmieniły i winyl wrócił do łask…a właściwie Łasku! I to na stałe, bo Giełdy Płytowe będą pojawiały się regularnie w ŁDK.

Dlaczego warto słuchać muzyki z płyt winylowych?

Dla mnie to pewien rodzaj jasnej deklaracji. Przeciwko wszechobecnie panującemu pośpiechowi, gonitwie, nijakości i bylejakości.

Czym jest dla mnie słuchanie muzyki z płyt winylowych?

Zatrzymaniem, kontemplacją, oddechem, uważnością. A nawet pewnym wysiłkiem (kiedy trzeba ruszyć cztery litery z kanapy i przełożyć album na drugą stronę). Ja wiem, winyl zużywa się z każdym kolejnym przesłuchaniem, trzeszczy, pojawiają się na nim kolejne rysy…o rany, to przecież tak jak w życiu!

Ja nie lubię perfekcyjności i „idealności”. Bycie idealnym jest nudne.

Każda płyta w mojej kolekcji to oddzielny wszechświat, swoiste uniwersum z własną historią (nawet niekoniecznie muzyczną) skojarzeniami, wspomnieniami.

Winyle to nie tylko muzyka, to również okładki płytowe. Często to graficzne dzieła sztuki, którym można poświęcać oddzielne wystawy w galeriach artystycznych.

Mówię wam, spróbujcie winyla, on smakuje lepiej niż wszystkie inne, cyfrowe brzmienia.

A na koniec oczywiście zareklamuję nasz Łaski Dom Kultury. Wiecie dlaczego m.in. lubię tu pracować?

Bo nie ma nudy i przewidywalności. Oczywiście, najwygodniej słuchać muzyki z serwisów streamingowych (i to też robimy) ale pewnego dnia Marta, koleżanka z pracy zdecydowała się przynieść do ŁDK…gramofon! I pracę Działu Merytorycznego zaczęła umilać muzyka z winyli…

O, i o taki komfort w miejscu zatrudnienia walczyliśmy, to się nazywa prawdziwa higiena pracy!