fbpx

Ona…

Ona mi pierwsza pokazała księżyc. Ona mnie doceniła. Ona piecze najlepsze serniki. Ona fantastycznie całuje. Nikt nie jest tak roztargniony jak Ona. Ona lubi czytać… w myślach. Ona wydaje za dużo. Ona zbyt rzadko się uśmiecha. Ona nosi trzy kolczyki w jednym uchu. Ona jest jak muzyka. Bo Ona to… moja… No właśnie kto? Matka, partnerka, siostra, ciocia, przyjaciółka?

Po trosze z okazji Jej marcowego święta, a po trosze z szacunku do NIEJ – zrobiliśmy prześwietlenie tej całej kobiecości – poetycką tudzież prozaiczną wiwisekcję babskich odcieni, zachowań, przymiotów. Uczestnicy spotkań „NA PROGU” (póki co jeszcze wirtualnych) opisali jej wielorakie oblicza. Rozmaite charaktery. Mieszankę humorów. W ten sposób powstał jej patchworkowy portret: OBRAZ KOBIETY malowanej słowem. Obejrzyjcie!

– Anula

Jestem Ona

Kobieta spod Koziorożca

Tańcząca, śpiewająca

Potrafiąca jeszcze zaskoczyć

Sobą innych

Jeszcze

Ile tego jeszcze przede mną

Zadumana staję przed lustrem

Patrzę w zielone oczy

Tej onej z naprzeciwka

Ile tego jeszcze?

– Jadwiga Słupczyńska

ONA

Nasz dom, nasz sad, nasz ogród w złocie wiosennego słońca i Ty tańcząca z wnuczką, lekko, wdzięcznie, powabnie.

Znów jesteś tą zapamiętaną z tamtej chwili. Jak wtedy dziewczęca, wciąz wiotka, ulotna, pełna czaru tego poranka sprzed laty. Poranka nad jeziorem Wigry, przepełnionego jesiennymi kolorami zieleni, żółci, brązu, w błękicie nieba i niebieskości wód.

Oto obraz przyrody z dwójką bohaterów (studenci na obozie sportowym).

On, czyli ja. Stoję niewidoczny, schowany wśród drzew, których liście gotowe do opadania czekają tylko na podmuch wiatru by odlecieć.

Patrzę na Ciebie.

Siedzisz na koślawym pniaku nad brzegiem wody, z patykiem w dłoni i kreślisz jakieś znaki na piasku. Podchodzę cichutko i zerkam przez Twoje ramię.

– Kocham cię, ale jutro już nie będziemy razem.

Dotknąłem delikatnie Twoich pleców, a Ty energicznie zmazałaś część napisu zostawiając tylko – Kocham Cię.

Usiadłem przy Tobie, objąłem, a Ty wtuliłaś się we mnie i w milczeniu siedzieliśmy długo, dłuuuugo…  Bo niby co mieliśmy sobie powiedzieć? Jutro powrócimy do rzeczywistości. Ja do Łodzi, Ty do Szczecina, ale to miało być jutro, bo „dzisiaj” byliśmy razem.

Siedzieliśmy wpatrzeni w swoje myśli, w ciszy poranka zatopionego w kolorach jesieni.

Jutro, które miało dopiero nadejść, dawało szansę na to, by dalszy ciąg nastąpił, a to zależało tylko od nas.

Siedzę na ławeczce i patrzę jak tańczysz z naszą wnuczką, pełna wdzięku, lekko, leciutko…

– Stanisław Kornecki

„Ona

Ósmy marca – znów wydatki

Trzeba żonie kupić kwiatki

One zwiędną za dwa dni

Szkoda katastrofy mi

Znów Dzień Kobiet

A ja tyle mam na głowie

Jakieś wdzianko bym jej kupił

Ale chyba byłbym głupi

Ma już ciuchów szafy dwie

Ja w szufladzie mieszczą się

Ona znów zazdrosna

Chyba szkodzi jej wiosna

Prezent dostała rok temu

Dziś dam go komu innemu

– Marta Ziętala

KTÓŻ SIĘ OPRZE KOBIECIE?

Znacie takiego?  Ja nie, bo przecież na kobiecie świat się opiera!

Od prapradziadka Adama aż do teraz!

Gadajcie chłopy co chcecie, lecz sami dobrze wiecie, że ona w Waszym bycie jest niezastąpiona! To o niej śnicie skrycie, dla niej tracicie z miłości życie.

Ją opiewają poeci, ku niej Wasze serce z tęsknotą leci.

Przy niej jesteście herosi, zrobicie wszystko, o co Was poprosi.

Dla niej kupicie nowe fatałaszki i nie będziecie zaglądać do flaszki, by ona, jako Wasza żona, była z Was zadowolona.

Co prawda jest ona Wam bardzo przydatna: posprząta, umyje, ziółka zaparzy, gdy boli, pocałuje, przytuli, pogłaska po twarzy.

Dzieci urodzi i dobrze wychowa, przytarga zakupy, pomoże przy krowach.

Pracuje głową i rękami, aby się zrównać panowie z Wami.

A że wie wszystko i na każdy temat, do tego dobrze gotuje, to należy się jej od Was premia.

Więc kiedy przychodzi data marcowego święta, to niechaj każdy z Was o żonce pamięta.

Kupi jej goździka i rajstopy, albo modny sweterek, by nie było wtopy.

Mogą też być czekoladki dla ukochanej i jej matki.

Dużo uśmiechów i pocałunki, żeby poprawić męsko-damskie stosunki!

I kiedy ona rozanielona rzuci się w Wasze ramiona, to powiedzcie swej kobiecie, że jest najwspanialsza na całym świecie!

A ona, cóż ona? Przygarnie męża do swego łona!

Bo któż się oprze idealnej kobiecie? Na pewno nie Wy, dobrze o tym wiecie!

– Urszula Chojnacka

„Kobieta, której nie ma”

Puk, puk… Wpuść mnie. To Ja. Kobietka za szybką. Hihi. Mieszkanka Internetu, przytulnego pokoiku na neciku. Halo, to ja, płaszczyzna monitorka, obrazek zza szkiełka. Kobieta-zdjątko. Selfie, poza, posążek, bogini, piękność, urocza stopklateczka. Fotografia wyświechtana, znudzona ilością wyświetleń, zmierzona ciepłem spoconej dłoni… No dalej – przesuń kursor wyżej, niżej…

Pikselowa Wenus.

Afrodyta w Jotpegu.

Królowa Megabajtów.

Niezniszczalna do granic, niewzruszona 24 godziny na dobę. Bez ruchu, bez mrugnięcia okiem. Taka no… lustereczko powiedz przecie… Laleczka Wokulskiego. Porcelanka. A gdzie tam! Lepsza, nowsza! Słitdziubek, słitbiuścik, słitpazurek, słitmóżdżek, wszystko słit, fit i git. Och! Niechcący ramiączko mi się zsunęło… (chcący, chcący!)

Klękaj, syp, dawaj! Milion dolców, lajków, tłitów, superków, westchnień, buziaczków, słódź mi w tych komentarzach! Więcej cukru! No dalej! Więcej! Więcej! Więcej!

Wyszłam właśnie z kąpieli, szklanej i sterylnej – w makijażu i w takiej stylówie, że głowa mała. I pachnę! Cały czas pachnę! Niezmiennie. Trwale! Pachnę IDEAŁEM! Ciasnym gorsetem fotoszopa, świeżo nałożonym balsamem aplikacji.

Bierz, dziel się, udostępniaj, jedz, pij, traw, żryj, nałap się, nachlej, nawdychaj, spróbuj, ugryź, pożeraj, obmacaj oczami te wszystkie piksele! Patrz! Patrz! Patrz! Jestem Twoja! Twoja! I Twoja!

To Ja!

Nie ja…

Chciałabym być taka jak ja. Jak ja, którą nie jestem.

Nie jestem!

Dziś coś mnie boli. Włosy. Piegi. Kilogramy. Kompleksy. Bolą mnie nogi od chodzenia po ziemi: rachunki, sprawunki, garnki, umywalki, włączone żelazko, wyłączona pralka, pusta lodówka. Wszystko mnie boli… Oddychanie. Planowanie jutra. Uwiera mnie to głupie jutro! Notoryczne spoglądanie na zegarek, kalendarz. Jak się przestawić z 5-letniej dziewczynki w słomkowym kapeluszu, z dyndającą wesoło torebunią, w jej matkę? Życiowa paranoja. Niepojęta kołomyja. Babskość.

Wkurza mnie ta moja wrażliwość, niedzisiejszość, słabość – te moje retrosukienki, śmieci do wyniesienia. Wieczny burdel w głowie. Wątpliwości. Kosmetyczne niuanse.

Jest we mnie jakiś brud – strach przed utratą wszystkiego w nanosekundzie. Tyle we mnie syfu – grzechy, tajemnice, wulgaryzmy zakamuflowane w myślach, nieme przekleństwa, ciche bluźnierstwa…

Proszę, tylko nie patrz na mnie dzisiaj. Mam dziś wyjątkowo niefotogeniczny dzień. Jestem chora. Co mi jest? Ty mi jesteś. Jest we mnie gorączka pragnień, roztargnionych ślepych idei. Patrz na mnie, unikaj, zerknij, odrzuć… Sama nie wiem. To śmieszne, ale jestem jakąś sprzecznością. Po jasną cholerę zahaczyłeś o moje skrzydła, moje oczy, wlazłeś buciorami w moje sny? Nienawidzę Cię, właśnie z tej miłości Cię nienawidzę! Do diabła, odbierz telefon! Przecież już tyle razy do Ciebie NIE ZADZWONIŁAM! Nawet nie wiesz, ile mam z tym problemu, żeby poukładać te wszystkie gesty, spojrzenia, głosy, rozróżnić, odróżnić, wyróżnić. Co ważne, co prawdziwe, co jeszcze aktualne. Upchnąć w te skrupulatne szuflady sterty durnych analiz. Z prostych relacji uwiję labirynt, takie moje bezpieczne gniazdko, film nakręcony w głowie, przechowalnię podświadomości. Śmiej się! Śmiej! Wiesz, tak naprawdę Cię nie znam. Siebie też nie znam, siebie nie znam jeszcze bardziej. Jestem znakiem zapytania, kroplą na oknie, która albo spełznie samotnie, albo sklei się z inną. Potoczy się wolno, nieśmiało lub ominie sprytnie setki innych, zupełnie nie wiesz kiedy. Loteria…

– Anula