Zadomowiło się na dobre.
Zadomowiło się w domach. Zadomowiło w synonimie domatorek, wielbiących zza okna szum złocistej jesieni, książki, pluszowe kapciusie, kocyk i kojący widok płonącej świecy.
Słowo „JESIENIARA”.
Wyraz, który spada na nas niczym liście z całego mainstreamowego świata, wciska się niczym natrętny wtyk amerykański do naszych ciepłych mieszkań wmawiając nam, że jedyną receptą na ponure i zimne wieczory jest pławienie się w lenistwie w otoczce parującej herbatki i modnej lektury.
Słyszałam o skarpetach i filmach dla prawdziwych jesieniar, sojowych świeczkach, jesieniarskich dyniach, kubkach, słitaśnych kocobluzach (zwanych z ang. snuddie). Są typowo jesianiarskie słodycze i pakiety jesieniarskich dźwięków. Jesienny design króluje na każdym gadżecie w odcieniach pomarańczu, czekolady i żółci.
W sklepach kuszą nas printy w muchomorki, szyszki, dynie, liście i co tylko natura i spece od marketingu wymyślą… Półki z książkami wołają: „Must have każdej jesieniary! Najlepsza lektura na jesień! Bestseller na dłuuuugie, jesienne wieczory”.
I ja się pytam: co się dzieje z jesieniarą, gdy nadchodzi zima?
Czy odrzuca te puszyste jesienne gadżety na rzecz błękitu i srebra? A może pogardzi publikacją dedykowaną miłośniczkom liściastej pory roku? Przebiera się ze sweterka z napisem „Hello Pumpkin” w jeszcze grubszy oversajzowy polar ze śnieżynkami?
Co wreszcie z muzycznym klimatem? Czy klasyczna jesieniara z listy na Spotify usuwa składanki jesiennego chillu zastępując przebojami, w których pada śnieg? Czy melancholię „Autumn leaves” Evy Cassidy już na początku grudnia wyprze nieśmiertelny George Michael?
Czy jesieniara w okresie zimowym automatycznie przekształca się w zimiarę?
Pytanie kolejne: Skorą są jesieniary czy istnieją też jesieniarze? A jeśli tak, to czy te urocze jesieniarskie amulety i czasoumilacze nie nadszarpują ich męskości?
Na koniec moja ostatnia refleksja. Brzmienie słowa „jesieniara”. Hmmm… Choć brzmi swojsko to budzi raczej pejoratywne konotacje. Zresztą – tworząc analogiczny wyraz – miłośniczka wiosny powinna brzmieć „wiośniara”. Mało poetycko?
Tak czy owak – gdy „o szyby deszcze dzwoni, deszcz dzwoni jesienny” albo gdy zaczynają „dzwonić dzwonki sań” szukajmy beztroski w małych przyjemnościach. Nieważne czy należymy do bandy jesieniar czy gangu letniar.
Podczas tych polskich, depresyjnych pogód (czy raczej niepogód) zawsze warto otulić się szeroko rozumianą kulturą – romantycznym seansem w kinie lub pełnym pikanterii stand-upem, rozgrzewającym śmiechem, który jest nam przecież niezbędny. Nie tylko wtedy, gdy wieje chłodem.
A czasem… wystarczy tylko, żeby ktoś był blisko. I wtedy będzie nam ciepło niezależnie od pory roku.
Anna Krzemińska – Sobczak (Anula)